Zwrot pieniędzy dla Sama nie był taki zły, nawet nie poczułem, ze tyle dolarów poszło się pierdolic. No, pewnie dlatego, ze to nie moj hajs. Śmieje sie głupio, w zasadzie nie wiem co mnie bawi. Ależ jestem żałośnie okrutny, haha.
Pieprzyć wszystko, dzis jest tak wyjątkowy dzien, ze zadne zmartwienia nie sa w stanie zwrócić mojej uwagi. Totalnie sram na to, czy Justin zorientuje sie o zniknięciu czesci pieniędzy, sram na to, ze jutro mamy spotkanie z gościem od mieszkania. Co z tego? Panowie i panie, dzis urządzamy impreze lat!
O dziwo nie ja byłem pomysłodawca; Bieber wpadł na ten genialny pomysł, całkowicie prywatna biba w naszym nowym miejscu, zaprosimy masę ludzi, starych znajomych, wszystkich! I czuje sie jak pieprzony dzieciak, haha, bo zobacze ludzi, z ktorymi nie miałem okazji pogadac juz bardzo długi czas, to piekne. Ostatnio tyle sie działo, caly czas, dlatego mysle, ze przyda nam sie noc oderwania od problemów i kompletnej zabawy, zatracenia w tanich narkotykach i piwa z sokiem. Nawet Lou, ktory ostatnio jest zdecydowanie mniej rozrywkowy niz kiedys nie narzeka na ten plan; zachwycony tez nie jest, ale kilka działek zrobi z niego świetnego zawodnika. Tak jest, prochy z kazdego zrobią najlepszego.
Co prawda jest dopiero południe, ale mysle, ze to dobrze, ze Jus juz zajmuje sie organizacja. Ha, jak za czasów liceum! Naprawde, melanż jak za dawnych lat. Na stole w kuchni lezą czerwone kubeczki, tona skrzynek z piwami, nawet drobne zapasy, ktore Biebs skombinowal. Horan wpadnie na kilka strzałów, chociaz to w ogole nie sa jego klimaty; ale niech dzieciak sie pobawi w dobrym towarzystwie.
Wyciągam sie wreszcie z lozka i zbieram kilka szmat, ktore na siebie założę. Granatowe bokserki zsuwają mi sie z tyłka, kiedy wstaje na nogi i co chwila musze je podciągać, zeby nie świecić dupskiem przy kumplach. Ostatnio z dnia na dzien gubię kolejne kilogramy, niedlugo bede przypominać wieszak.
Wieszak. Sprawdzam telefon, bo przez nasz ambitny plan zapomniałem o wiadomościach, ktore wysłałem Carze. Bingo, dziewczynka grzecznie odpisała i pyta, czy jest mozliwosc, zebym znow pojawił się przy jej osobie. Och, cóż za dobór słów! Nie odpisuje, bo jestem chodzącym seksem i lubie, kiedy panienki tracą dla mnie głowę.
Wskakuje pod prysznic, jakie to miłe uczucie moc umyć sie gdzies, gdzie sufit nie jest zalany i pełen pleśni. Gorąca woda oblewa moje plecy, opieram się głową o kafelki na ścianie. Wcierając żel w klatkę piersiowa czuje, jak mocno na wierzchu są moje obojczyki i kosci na ramionach. Kurwa, powinienem przytyć, stanowczo. Ale jak? Nie mam czasu na takie rzeczy, poza tymi dragi są najlepszym sposobem na utratę wagi i nic na to nie poradzę.
Kiedy wychodze widzę Justina z papierosem w mordzie, chyba jest tak samo wesoły na mysl o dzisiejszym wieczorze jak ja. Rzucam mu sekundowy usmiech i ide do pokoju, zeby podłączyć telefon pod ładowarkę, niski poziom baterii daje o sobie znac. W srodku siedzi Lou, ma kwaśną minę i kiedy nasz wzrok sie krzyżuje, momentalnie wstaje z lozka i mija mnie bez słowa, chociaz nawet teraz czuję, jak wszystko się w nim spięło, kiedy mnie zobaczył.
Wzruszam ramionami i wracam do kuchni, w sumie napilbym się już piwa. O, no proszę, Justin chyba myslal o tym samym, bo w jego ręcę widzę już browara, a dwa pozostałe stoją w kolejce na blacie. Pieprzony!
- Hej, Malik - rzucam mu pytające spojrzenie i sięgam po szklaną, brązową butelkę. Co prawda jakies luksusy to nie są, ale nie pogardzę tanim alkoholem, no bo procenty to procenty.
- Nie chce dzisiaj zadnych problemów, czaisz? I proponuje, zebys pogadał z Louisem, jest jakiś dziwny.
Och, wreszcie dom. Nawet jeżeli nie moj, a Willa, to nadal dom i z dala od Paryża. Jestem tak zmeczona, ze ledwie widzę na oczy i jedyne na co mam ochotę, to pojscie do lozka. Ale bez lokatora.
Kiedy wraz z Williamem wchodzimy do salonu od razu cała sztywnieje, bo nie jestem pewna, czy ten cholerny pies czegos nie zmalował, a jakkolwiek to brzmi - od niego zalezy czy będę żywa. Mijam mężczyznę bez słowa, po zniknięciu mu z oczu biegiem lecę do zielonej sypialni, pełna obaw i lęku. Gdzie jest Robyn? Niczym burza wpadam do środka, ku mojej radości ogromny pies leży spokojnie na podłodze przy lozku, w zaden sposob nie reaguje na moj widok. Z ulgą przysiadam na krawędzi materaca i mimowolnie opadam na plecy, miękka pościel idealnie tuli moj kark. Czuje, że gdzies w głębi mnie zbiera się porcja łez, wstyd z ówczesnej kolacji nadal nie opuścił mojej głowy. Francisco... Mam mętlik w glowie, nie wiem co o nim sądzić, tym bardziej, że będę musiala z nim pracować. Przeciez William dostanie szału na sam widok wspólnego zdjecia z magazynu, a ja solidnie za to oberwę. Och, gdyby chociaz ten cały francuz był bardziej subtelny i nie prowokował Willa w tak prosty sposob...
I czuje się samotna. To jak powrót do więzienia, brakuje mi tylko pomarańczowego stroju z plakietką i oddziałem na piersi. Chcialabym wyjsc gdzies ze znajomymi, ale wiem, ze to niemozliwe. Nawet nie chodzi o to, ze jestem zmęczona i obolała, ale wiem, że Jo nie chce sie ze mną widziec. Co prawda mam jeszcze Vii, jednak przebywanie z siostrą mojego oprawcy nie jest tym, czego potrzebuje moja osamotniona czesc.
Nigdy nie sądziłam, ze przez decyzje o karierze i wyjezdzie do NY tyle zmieni się w moim zyciu. I że będę cierpieć na brak przyjaciół, co wydawało mi się kiedys niemozliwe. Jak to, światowa modelka bez dobrych znajomych? Nawet brzmi śmiesznie, a jest tak boleśnie prawdziwe.
Gdy teraz nad myślę zauważam, że nawet William nie ma realnych przyjaciół. Poza znajomymi od biznesów, lub innych, tajemniczych spraw, tez jest dosyc samotny. Ale nie czuję z tego powodu żalu wobec niego, nie czuje niczego, poza nienawiścią i obrzydzeniem.
Być może to Zayn pomógł mi w zauważeniu tego, co wczesniej zbywalam, otworzył oczy na to, jak wstrętną osobą jest Palvin. I nawet on się do mnie nie odzywa, choć wyraźnie widzialam, ze odczytał wiadomości. Dlaczego to jest takie skomplikowane? Jak wszystko, przeciez.
Wstaję z łóżka, bo wolę nie ryzykować dłuższym pobytem tu. Dochodzi mnie gardłowy warkot, pies chyba przypomniał sobie, że mnie nie lubi. Wywracam oczami ignorując go, poprawiam pościel tak, zeby nie bylo na niej zadnych śladów i po cichu opuszczam pomieszczenie. Robyn powinna byc gdzies w posiadłości, chcialabym z nią porozmawiac o naszej tajemnicy. Kiedy upewnię się, że wszystko jest w porządku a kupa sierści jest bezpieczna do czasu powrotu właściciela, będę mogla wziąć kąpiel i polozyc się spać. Idealny plan na wolny dzien, ha. I znow ukłucie smutku gdzies w głębi serca, znow nieznośna mysl o byciu więźniem w tej olbrzymiej chałupie. Nie moge o tym myslec, nie moge dac się emocjom po raz setny i w kółko plakac. Spójrz na Zayna, Cara. On nigdy nie placze.
Skradam się do kuchni, bo stamtąd słyszę jakieś odgłosy. Czasami czuje się jak ninja, przemykając tu i tam niezauważona. O tyle dobrze, że pan Palvin poki co nie zwraca na mnie uwagi i zajmuje się sobą, co najmniej mnie obchodzi.
Przechodzę przez łączoną kuchnie z jadalnią i tam napotykam Robyn, w typowym dla niej roboczym stroju, odpowiednio schludnym i idealnie wyprostowanym. Stoi do mnie tyłem, leniwie ściera duży, dębowy stół z ciemnego drewna, twarz ma nisko pochyloną. Marszczę brwi, zbliżam się do niej na wyciągnięcie ręki i ostrożnie dotykam jej ramienia.
- Hej, Robyn - mówię cicho, przyjaźnie gładząc jej czarny fartuszek. Czuję od niej przyjemny zapach, zawsze tak ładnie pachnie. I w pewnym momencie dociera do mnie fakt, ze jej drobne plecy drżą ukradkiem, a twarz wciąż zostaje nisko spuszczona. Co?
- Wszystko w porządku? Hej... - ostrożnie odwracam ją w swoją stronę, choć niechętnie, pozwala bym ujrzała jej - o rety - zapłakaną buzię i świeży, czerwony ślad na kosci policzkowej. Nie wierzę, że zdążył uderzyć ją moment po powrocie do domu! Złość wypełnia mnie całą, przenika przez wszystkie komórki, kumuluje się w w centrum mózgu i sprawia, że mam ochotę krzyczeć. Co za potwór!
- Moj boże, Ro... - wtulam ja w swoje ramiona i czule gładzę ciemne, falowane włosy. Dziewczyna pozwala sobie na chwilę słabości i chlipie mi w szyję, widocznie zawstydzona całą sytuacją. Jak on śmie, jakim prawem mogl podnieść rękę na Bogu ducha winną osobę? Mimowolnie zgrzytam zębami, całuję ją w czoło i unoszę twarzyczkę do góry.
- Przepraszam, Cara, nie powinnam - ociera łzy wierzchem dłoni, tusz do oczu rozmazał się pod jej powiekami. Próbuje pozbyć sie czarnych śladów z jej brazylijskiej skory, ale robi krok w tył i wraca do przerwanej czynności.
- Nie możesz na to pozwalać, słyszysz mnie? - stoję u jej boku, intensywnie wpatruje się w jej miekki profil, maleńki, zadarty nosek i duze, pełne usta, idealnie zarysowane przy górnej wardze. Jest taka piękna, egzotyczna. I co gorsza, ma naprawdę złote serce.
- Dziękuje za chęci, panno Delevingne, ale dobrze wiesz, że praca tu jest dla mnie jak wygrana na loterii. Tylko tu dostanę takie pieniądze, a bez nich nie utrzymam synka.
Mrugam kilka razy, zszokowana jej słowami. Synka? Robym nigdy nie wspominała o swoim zyciu prywatnym, choć William kilka razy pytal ją, czy ma dzieci badz rodzine - zawsze przeczyła, wypierała się wręcz. Dlaczego? Dlaczego kłamała, skoro jest mamą jakiegos chłopczyka? Rety, kolejna tajemnica, ktora wychodzi na jaw.
- Ja... - jąka się i spuszcza wzrok, chyba sama nie wie, dlaczego mi się z tego zwierzyła. Odkłada ściereczkę ma bok i patrzy mi prosto w oczy, juz nie tak przepełnione łzami jak wczesniej. Nie wie co powiedziec, mysli intensywnie, a na jej policzkach zauważam coraz mocniejsze rumieńce.
- W porządku, nie martw się, nic nikomu nie powiem - uśmiecham sie delikatnie, ale Robyn chyba nie jest przekonana o mojej szczerości. - Obiecuję, to będzie nasz sekret. Jak ten jeden kudłaty. - udaje mi się wywołać na jej twarzy rozbawiony usmiech, choć sytuacja wcale nie jest zabawna. Przytulam ją raz jeszcze, a ona powoli zbiera się w sobie i przestaje cicho szlochać.
- Możesz mi o nim opowiedzieć, jesli chcesz - poprawiam jej loki przy uchu i odsuwam lekko w tył, zeby jej nie przytłaczać. Posyła mi zdziwione spojrzenie; wszyscy pracownicy przywykli do tego, że nie należy zawierać kontaktów z domownikami. To jak pieprzone średniowiecze, a wszystko dzięki Williamowi.
- Bardzo chętnie - odpowiada niepewnie i małymi kroczkami nabiera pewności siebie - Kiedy skończę swoją zmianę możemy pójść na kawę, byłabym bardzo szczęśliwa - dodaje i usmiecha się szeroko. Od razu jest mi lepiej widząc, ze w jakims stopniu jestem dla nie otuchą. Ja i Robyn zawsze byłyśmy sobie bliższe niż pozostałe osoby zatrudnione w posiadłości, ale nasze relacje kończyły się na kilku minutach rozmowy w domu. Może czas to zmienic? Może to osoba, z którą będę mogla szczerze porozmawiac o wszystkim?
- Świetnie, więc jesteśmy umówione. Spotkamy się w Luca's caffè, to dosyc blisko, a wystarczająco daleko od tego miejsca - śmiejemy się z beznadziejności naszej sytuacji i wszystko w tej chwili wydaje się tak miłe, że aż nieprawdziwe. I rzeczywiście tak jest.
- Przepraszam bardzo, ale czy ja płacę ci za pieprzone rozmowy podczas czasu, ktory powinnaś przeznaczyć na dokładnie sprzątanie mojego domu? Mogę zwolnić cię w przeciągu paru minut, a dziewczyna taka jak ty, bez szkoly i ambicji nie znajdzie lepszego miejsca, więc rusz się łaskawie, żałosna dziwko.
Zamieram, serce podskakuje mi do gardła, kiedy Will kończy monolog i staje gniewnie przy drobnej mulatce, ktora na jego widok skuliła się i rzuciła do ścierania stołu. Moje dłonie drżą, jestem zszokowana słowami Palvina, jego okrucieństwem i zachowaniem - zwłaszcza teraz, kiedy wiem jak potrzebne są Robyn wszystkie pieniądze, które zarabia.
- To moja wina, Will - mruczę, gotowa stanąć w obronie dziewczyny; dziś już raz oberwała, nie pozwolę, żeby znów ją skrzywdził. Mężczyzna patrzy na mnie surowo, ale po kilku sekundach jego twarz łagodnieje diametralnie i cala złość znika.
- Nie jest ci wstyd, panno Robyn, żeby inni kryli twoją skórę? Już dobrze, moja piękna - podchodzi do mnie, całuje mój policzek i gładzi włosy. Nieruchomieje, bojąc się oddychać. - Wróć do sypialni i spróbuj się odprężyć, dziś masz wolny dzien, zasługujesz na to.
Składa mokry całunek na moich ustach i wychodzi, zupełnie spokojny i opanowany. Bez słowa uciekam w przeciwna stronę, jestem roztrzęsiona tym, jak skrajny potrafi byc William. Przynajmniej Robyn pozostaje bezpieczna, a mnie udało się załagodzić sytuacje.
Choć nie zdążyłam porozmawiac z dziewczyną o psie to wiem, ze teraz bedze kryć go jeszcze bardziej; w koncu znam jej sekret. Z lekkim poczuciem ulgi idę do łazienki, napuszczać wodę do pokaźnych rozmiarów wanny. Wlewam trzy zapachowe olejki, truskawkowy, kokosowy i miętowy, po czym dodaję warsty puszystej piany. Upewniam się, że zamknęłam drzwi na klucz. William zawsze powtarza, zebym zostawiała drzwi otwarte, kiedy korzystam z łazienki, bo lubi sprawdzać jak się bawię. Mimo to pozwalam sobie na prywatność.
Rozbieram się do naga i ostrożnie wchodzę do wanny, woda parzy mnie w stopy. Powoli zatapiam się w pianie i wreszcie kładę się wygodnie, wyciągam nogi przed siebie i zamykam oczy.
Spokój.
Godzina szesnasta, niezły syf i całkiem przyjemna atmosferka, gdyby nie dziwne zachowanie Tomlinsona. Starałem się złapać go kiedy wychodził z łazienki, ale zniknął mi naprawde szybko i zaszył się w pokoju, udając, że śpi. Rety, przypomina mi taką typową piętnastkę ze złamanym sercem i urojoną depresją, bo jej wybranej serca nie chce do niej wrocic. Haha, ciągle siebie zaskakuje!
Łażę po mieszkaniu bez celu, w zasadzie nie mam nic do roboty. Mimo, że tu i tam w oczy rzuca się bałagan, to powtarzam sobie, że zajmę się tym później, a do tej pory nsprawdę nie mam ci ze sobą zrobic. Najgorsze jest to, że mam energię i ochotę, by przestac się nudzic, ale wszystkie moje opcje poszły się jebać. Motory - spalone, zabawa u Sama - niebezpieczna, ochota by walnąc w nos rośnie z każdą chwilą a wypada, by powstrzymać sie do wieczora i nie wydawać - i tak juz sporo wydanych - pieniędzy od Nialla, Cara - poki co niemożliwa, bynajmniej nie dzisiaj, więc nici z tego, nawet spędzenie czasu z Jusem i Lou jest nie za bardzo, bo Biebs lata tu i tam, dzwoni po ludziach, organizuje, a Lou popadł w melancholię i gnije.
A mnie cholernie swędzi nos. Zaczyna mnie trochę nosić, zbyt długo nie wąchałem i rutyna uderza w moj ośrodek mózgowy, ha. Ale będę grzeczny i powstrzymam się jeszcze troche, troszke dluzej i wreszcie odlecę. Jedynym plusem tego jest to, że im dluzej jestem czysty, tym mocniej kopie mnie kazdy towar jaki wezmę. Ale trzymanie się w sobie przy takim ciśnieniu nie jest proste pod żadnym względem, moje emocje zawsze skaczą jedna na drugą, nigdy nie jestem w pełni opanowany, rozdrażnienie bierze nade mna górę. I jednocześnie chce mi sie smiac, kopać, krzyczec i tańczyć, śpiewać i bić kogos, o, tego chce mi się bardzo,
Dryn Dryn, ktos dzwoni do drzwi! Goście? Nie, niemozliwe, jest dopiero czwarta, wszystko rozkręci się pod wieczór. No, moze trochę po, ale to nadal za wczesnie, stanowczo. Zbieram swoją chudą dupe i ide do drzwi, bo nikt inny nie raczy się tym zająć. Louis chyba nawet faktycznie zasnął, ciekawy przypadek. Leniwie otwieram i ziewam mimowolnie - mój ojciec zawsze mowil, ze jestem znudzony życiem, a kiedy przyznawałem mu rację, sugerował samobójstwo. Zabawny człowiek, doprawdy.
- Horan? - rzucam zdziwiony widokiem blondasa przy progu mojego mieszkania. Młody wygląda na wesołego i nawet nie jest tak spięty, jak zawsze. Znow wzruszam ramionami i wpuszczam gowniarza do środka, chyba średnio podoba mu się nasz sposob zycia w tym miejscu.
- Nie powinniście tu palić - marudzi i krzywi się, idąc do salonu. W tym pomieszczeniu jest czysto, w sumie niewiele w ogole się tu znajduje. Niall siada na kanapie i wyciąga telefon, sprawdzając ktora jest godzina. Na jego twarzy pojawia się zadowolony usmieszek. - No dobrze, za dwadzieścia piąta. To daje nam nie spelna trzy godziny, zeby wszystko wyglądało jak należy. Mam nadzieje, że lista gości gotowa?
Wybucham śmiechem.
- Stary, o czym ty pierdolisz?
Horan krytykuje moje zachowanie surowym spojrzeniem i wraca di swoich rozmyśleń, co zawsze mnie bawi. On jest taki poważny, klasyczny i ułożony. Ha, ułożony dzieciak z kupą kasy i idealną rodzinką! Szkoda, że pierwszy lepi się do wszyskich drągów na dzielnicy. Cóż za parodia, prawda? Chłopiec z idealnego domu, perfekcyjnie wychowany i uczony, a tu prosze, taka niespodzianka. Uzależnienie!
- Mam zamiar pomoc wam w organizacji zabawy, oczywiscie. Sami nie dacie sobie rady, a ja jestem świetny w urządzaniu przyjęć. Kiedy byłem mały moj tato zwykł robic wystawne kolacje dla przyajciół i...
- Zamknij się, mam to w dupie - nadyma się i patrzy na mnie gniewnie, co w ogole mnie nie rusza - koleś, to nie jest przyjęcie dla snobów, czyli twoich starych i ciebie. To zwykły melanż, zwykły rozpierdol, gdzie ludzie chleją i ćpają do nieprzytomności, więc po co sprzatac, skoro bałagan przyjdzie wraz z nimi?
Niall rozgląda się chwile, wyraźnie zmieszany, moze nieco rozczarowany. Chyba liczył na cos innego, ale przykro mi, to nie jest pierdolony brandż.
- Sądziłem, że to coś w stylu imprezy powitalnej, ładne stroje, wino...
Wybucham śmiechem. Znow.
- Nie, stary, nie.
Klepie go w ramię i odpalam papierosa, chowajac paczkę Marlboro do kieszeni. Przyjemnie, kiedy cały ten rakotwórczy dym wypełnia moje spragnione płuca. Chwilowa ulga, nawet relaks.
- Mimo wszystko - o nie, znowu zaczyna! - uwazam, że nawet na "zwykłym melanzu" przyda sie zrobic zakupy i tak dalej. Nie, nie alkohol, bo zauważyłem, ze to juz macie. Pomyślałeś o jedzeniu? Założę się, ze lodówka stoi pusta. A ludzie, ktorzy na głodzie będą chcieli wpieprzyc kit ze ścian? Trochę słabo wyjdzie, jak o pierwszej będą musieli zaiwaniać do stacji po hot-dogi.
Rozważam jego słowa krok po kroku i dochodzę do wniosku, że ma trochę racji. Wyjdzie to wszystkim na plus, ja sam po trawce mam ochote zjeść cały wszechświat. A dziś Mery będzie sporo, dlatego przyda sie kupic to i to do żarcia. Brawo, Horan, chociaz raz nestes przydatny.
- Dobra - mruczę, a ten już szczerzy się głupkowato. - Możesz isc na te zakupy, wez kasę z pokoju.
Już mam wyłożyć się na kanapie i leżeć do gory dupą przez kolejne godziny nic nie robienia, kiedy dostrzegam w oczach Nialla ten wkurwiający błysk. O nie.
- Nic z tych rzeczy, Zayn. Idziesz ze mną!
Robyn kończy zmianę o osiemnastej trzydzieści, a w jej miejsce wchodzi starsza kobieta, pani Mou, która swoją drogą milczy przy cala swoją prace i chyba raz widzialam, jak śpiewa pod nosem. Nigdy więcej nie usłyszałam jej głosu i zawsze ciekawiło mnie, dlaczego jest taka cicha, wyizolowana, jakby żyła w innym swiecie. Zawsze nosi ze sobą krzyż, często ma go zawieszonego na szyi, chociaz William kilka razy mowil jej, ze nigdy więcej ma nie pokazywać się z tym w jego domu. Kolejna osoba, dla ktorej praca u Palvina jest najlepszą deską ratunku i przystaje na wszystkie warunki, byle tylko zostac tu dluzej. A mimo to, krzyż na jej piersi dalej spokojnie wisi. Ciekawe.
Mimo, że jestem potwornie zmęczona wkładam na siebie wygodne, czarne dżinsy z wysokim stanem i krótki biały sweter sięgający do pępka. Włosy związuje w nijaki kucyk wysoko przy glowie, kilka jasnych kosmyków uciekło mi poza gumkę, ale nie dbam o to, na zwykle spotkanie z koleżanką nie musze wygladac olśniewająco.
Unikam Williama jak tylko mogę i na moje szczęście zaszył się w biurze, i chyba nie raczy prędko je opuścić. Czasem, pośród tego całego zamieszania smutku - cieszy mnie fakt, ze ten człowiek ma tyle obowiązków. Im wiecej pracy, tym mniej Cary, a Carze bardzo się to podoba.
Biorę ze sobą czarny, skórzany plecak i wkładam go na ramiona, gotowa do wyjscia. Na palcach mknę w stronę drzwi, i chociaz podświadomie wiem że Palvin nie wyjdzie z gabinetu, to wole nie ryzykować. Robyn wyszła chwile wczesniej wiec powinna byc juz na miejscu, zatem docieram wreszcie do drzwi i wychodzę pełna dumy, że mi się udało. W razie problemów zostawiłam karteczkę w jadalni, że wychodzę na masaż do spa dla kobiet - William zabiłby kazdego masażystę - mężczyznę, ktory dotknąłby moich pleców, czy ramion. Jedynym moim zmartwieniem jest pies, ktory został teraz bez zadnej opieki. Mam nadzieje że nie przyjdzie mu do łba szczekanie, wycie czy hałasowanie, bo wtedy ja -i Robyn pewnie tez - bedziemy zakopane głęboko głęboko pod ziemia. Co prawda olbrzym nie jest zbyt energiczny i nie sądzę, zeby w ogole ruszył sie podczas mojej nieobecności. Wydaje mi się, że przez nieobecność właściciela jest taki ospały i bez życia. Na wszelki wypadek zostawiłam mu duża miskę z woda i jedzeniem.
Przejażdżka taksówką tra bardzo krótko, chwile pozniej wysiadam przy niskich budynkach i masie kawiarenek, gdzie na rogu jest Luca's caffè i tam wlasnie zmierzam. Zaraz pod drzwiami dociera do mnie intensywny zapach kawy, w tym lokalu serwują naprawdę świetne napoje.
Wchodzę do środka, wita mnie łysy pan zza lady i posyła miły usmiech. Odpowiadam w ten sam sposob i szukam Robyn. Jest! Siedzi przy dwuosobowym stoliku na samym końcu kawiarni, wyglada bardzo ładnie, spięła nawet włosy w wysokiego koka i umalowała te niesamowite usta czerwona szminką. Rety, powalające!
Siadam na przeciwko i witam się z nią całusem w policzek. Zostawia na mojej skorzy ślad czerwonej, lśniącej mazi, ale przez fakt ze udało nam się wspólnie wyrwać na kawę kompletnie o tym zapominam. Kelner pojawia się po kilku sekundach i zamawiam sobie i Robyn białą latte z podwójną pianką, cynamonem i do tego dwa karmelowe ciasta z bitą śmietaną, lodami i truskawkami. Bomba kaloryczna, ale od czasu do czasu chyba mozna, nie?
Siedząc przy tak pięknie wyglądającej Robyn czuje się bardzo niekomfortowo i żałuje, że nie wystroiłam się chociaz troche. Ona sama w sobie nie wyglada tak, jakby szykowała się godzinę - bo nie miala nawet czasu. Ale sama jej uroda podkreślona spiętymi włosami i zjawiskowymi, czerwonymi ustami robi niesamowite wrażenie i wszyscy klienci zwracają na nią uwagę. Wygląda cudownie, a jej egzotyczne spojrzenie przyciągnęłoby wszystkich mężczyzn, jestem pewna. A ja? Cóż, najzwyklejsze spodnie, ciepły sweterek, conversy i nieudany kucyk, ktory z kazdej strony wyglada inaczej, taki jest potargany. Nawet nie malowałam się w ogole, poza tuszem na rzęsach. Następnym razem będę pamietać, ze idąc gdzies z Robyn muszę wyglądać chociaz w połowie tak dobrze jak ona.
- No, to opowiadaj o tym maluszku! - zaczynam wesoło i nie chcę zaczynać tematu związanego z Palvinem i posiadłością. Skupmy się na nas samych i synku Robyn, który jest dla niej jak oczko w glowie, bo na samą myśl rozpromieniła sie i uśmiechnęła szeroko.
- Ma na imię Cassie, czterolatek - radość nie znika z jej twarzy, a ja nie mogę zachować się inaczej i uśmiecham się równie szeroko, co ona. Rety, nigdy nie myślałam, że ta orientalna piękność jest mamą maleńkiego chłopca.
- Spójrz - przywołuje mnie, pokazując zdjęcie na telefonie. Z zachwytem przyglądam się maluchowi z burzą czarnych, lekko kręconych włosków, o takiej samej karnacji jak jego mama. Nosek ma identyczny jak Robyn, ale oczy i usta musi miec po ojcu. Na zdjęciu uśmiechu się wesoło, w rączce trzyma gumowego dinozaura i patrzy się prosto w obiektyw. Jest prze-pię-kny!
- Co z jego ojcem? - pytam, choć od razu mam ochote ugryźć się w język. Moja ciekawska natura czasem nade mna wygrywa i rzucam przeprosiny, ale Robyn zbywa to gestem dłoni.
- Zostawił mnie kiedy zaszłam w ciąże, to nic wielkiego - posyła usmiech, ale widzę, że ten temat nadal ją smuci. - Jest nam bez niego bardzo dobrze, nie licząc pieniędzy. Zawsze ich mało, bo Cassie często choruje i ma problemy z mówieniem. Lekarze stwierdzili u niego niewielkiego guza mózgu, ktory narazie nie jest groźny, ale z czasem moze byc bardzo poważny.
Mój entuzjazm gaśnie, zastąpiony przez smutek i bezradną złość. Dlaczego taki maluszek musi byc z gory skazany na problemy i choroby? Ledwie pojawił się na świecie i już musi męczyć sie z czyms tak okropnym, to nie jest sprawiedliwe, cholera.
- Hej, bo zaraz się tu rozplaczesz - mowi Robyn i śmieje się. - Będzie dobrze, Cassie to silne dziecko i poradzi sobie ze wszystkim, wierzę w niego. Spójrz.
Znow podaje mi telefon i odpala krotki filmik, na ktorym chłopiec siedzi ukryty w bunkrze z poduszek i pościeli. Co kilka sekund podskakuje do gory, opada w dol i znow się chowa, zadowolony, ze mama "nie wie" gdzie znika. Nie mogę powstrzymać smiechu i obie rechoczemy, chociaz mam nieprzerwane wrażenie, ze ktos mi się przygląda. Kelner przynosi nam zamowienie, dziękujemy, a ten przykuwa wzrok na telefon i synka Robyn.
- Śliczny chłopiec - komentuje, a wtedy patrze to na mnie, to na mamę Cassie'go - Jesteście panie lesbijkami?
Nasz śmiech słychać w oddali kilku dobrych kilometrów.
Jesteśmy w samochodzie Horana, on prowadzi i dlatego zostałem zmuszony do zapięcia pasów. Ależ to dziwne uczucie, kiedy przywykłem do jazdy bez nich i ewentualnego trzymania się za nie dłonią. Zawieszam wygodnie ręce na karku i obserwuje, jak ten nudziarz prowadzi naprawde dobre, drogie cacko i aż korci mnie, żeby wywalić go zza kolka i wcisnąć porządnie pedał gazu.
- Możesz mi wytłumaczyć, kretynie, dlaczego jedziemy na sam koniec miasta, skoro mamy market zaraz za domem? Jestes kompletnie pogrzany - rzucam wkurzony, bo to tylko strata czasu, a im szybciej bysmy wrócili, tym dluzej obijalbym się na kanapie. Moja energia zniknęła od tak, i jak wspominałem, to efekt bycia czystym zbyt dlugo. Teraz mam ochotę pójść spac, albo pooglądać kreskówki w telewizji. Zamiast tego jechac przez godzinę do idiotycznego sklepu, a znając Horana, to dwie godziny, bo pewnie nie przekroczy nawet dozwolonej prędkości. Za co?
- Posłuchaj - zaczyna i usmiecha się, co wyprowadza mnie z równowagi i mam ochote mu przywalić - powinieneś docenić to, że ja stawiam, nerwusie, a skoro ja płacę, to nie będziemy kupować gowien z przecen i żarcia do mikrofali. Jeżeli mam juz wydać pieniądze, chce to zrobic jak należy.
- Dobra - warczę i macam się po udach, szukając w kieszeni czarnych, podartych na kolanach spodni paczki fajek. Wreszcie znajduje je w granatowej bluzie z białymi rękawami i odpalam papierosa szybciej, niz Horan zdąży powiedziec "nie". - Sam mnie tu chciałeś - dodaje i pale spokojnie, kiepujac za okno.
Mówię mu jeszcze, że warunkiem mojej współpracy przy zakupach jest dobór muzyki w aucie i nie daje mu prawa głosu. Przystaje na układ i prowadzi w ciszy, a ja włączam album Gunsów. Dobra muzyka i papieros prawie wprowadza mnie w przyjemny nastrój, gdyby nie towarzystwo tego durnia.
Mija czterdzieści minut kompletnej nudy, a ja palę ostatniego papierosa z paczki i ta świadomość doprowadza mnie prawie do łez. Jestesmy prawie na miejscu, mam połowę fajki i pale ją tak, jakby była ostatnia w moim zyciu. Niall parkuje przy jakiejs uliczce z masą sklepików, dopalam tytoń az do filtra, i wtedy wychodzę. Cholera, nawet dupa rozbolała mnie od siedzenia tyle czasu w jednym miejscu. Przeciągam się i prostuje kosci, Horan idzie na druga stronę ulicy, wiec grzecznie śledzę jego kroki.
Mijamy przytulną kawiarnię, przez duża szklana szybę widzę całkiem sporo klientów. Blondas pospiesza mnie ciagle i mowi, ze nie zdążymy ze wszystkim jesli będe szedł takim krokiem, ale cos nie daje mi spokoju. Zatrzymuje sie wreszcie, wlepiając wzrok w dwie dziewczyny siedzące przy okrągłym stoliku. Śmieją się głośno, jedna z nich ma ciemną karnację i wyglada jak latynoska. A druga? Niczym, kurwa, modelka. Od razu poznaje te kocie, błękitne oczy i jasne włoski, jak u anioła. I przyglądam się jej jak ukryty w krzakach pedofil, i widzę, że wyglada inaczej - nie jest wystrojona, ma przeciętne ubranie, rozwaloną fryzurę. I, cholera jasna, wygląda w ten sposob jak najpiękniejsze, co w zyciu widziałem. W tym zwykłym, skromnym wyglądzie dostrzegam u niej wszystkie cechy, ktory nikły pod warstwą makijazu i drogich stylizacji. Taka podoba mi się najbardziej, widok jej uśmiechniętej twarzy doprowadza mnie do szału.
Kelner stroi obok nich, spogląda to na Carę, to na jej kolezanke; moje pieści błyskawicznie zaciskają się mocno, wręcz boleśnie w pieści, a zęby zgrzytają w piekielnie silnym uścisku. Nie wiem, czy jestem zazdrosny. Czy wkuczony przez to, że Cara jest wesoła, śmieje sie, chociaz nie odpowiedziałem na jej wiadomosc. I to, jak olśniewająco wygląda w potarganych włosach i naturalnej buzi.
Horan warczy, zebym ruszył ale mówię mu, żeby szedł przodem, a ja zaraz go dogonię.
Kelner wreszcie odchodzi, a my z Robyn dalej śmiejemy się w najlepsze i co chwila powtarzamy słowa mężczyzny odnośnie naszej relacji. Wszystko jest tak wspaniałe, obie nie martwimy się niczym, i co chwila wybuchamy śmiechem. Brakowało mi takiej zwykłej radości, wyluzowania się w ustronnym miejscu.
Robyn opowiada mi o sytuacji, w ktorej Cassie narobił jej wstydu na ulicy i slucham czekając na zabawny finał, ale wtedy przerywa moj telefon i posyłam przeprosiny, pospiesznie odczytując wiadomość.
Zamieram.
"Spójrz za szybę. Ładnie wyglądasz"
Piszesz tak wspaniale i specyficznie, ja za każdym razem pisze Ci to samo, nie wiem już co powiedzieć, końcówka mnie r o z w a l i ł a (moje uczucia!!!:")) Jak ty to robisz?! Prosze dodaj już kolejng chce widzieć jej reakcje i jego zachowanie, kocham ich to mało powiedziane! (To samo w odniesieniu do Ciebie :D) czekam kochana!buzi buzi!:*
OdpowiedzUsuń