czwartek, 26 marca 2015

Chapter 13: "Somebody mixed my medicine"


    Szczególnym momentem jest chwila, w której zadajesz sobie pytanie czy to, co dzieje się właśnie teraz jest prawdziwe, czy to tylko wytwór twojej spragnionej wyobraźni i mrugasz w kółko, rozważasz czy całkowicie ci odbiło, a wtedy - niespodziewanie - z impetem uderza w ciebie piekna rzeczywistość, kiedy jego intensywny wzrok świdruje cię całą i już wiesz, że nie ważne jak bajkowe się to wydaje - on naprawdę stoi kilka metrów od ciebie, czujesz jak serce stokrotnie przyspiesza i mimo, ze nad tobą jest klimatyzacja a wszystkim ludziom chłód przyjemnie otula ciała, to właśnie ty topisz się pod siłą jego spojrzenia, rozgrzana skóra na policzkach zdaje się palić, temperatura uniemożliwia racjonalne myślenie, pragniesz jedynie znaleźć się bliżej tej osoby, przez którą twój umysł wariuje, ty cała odchodzisz od zmysłów, a nieistotne jest to, ze zapominasz o oddychaniu. 
    Robyn przywraca mnie do rzeczywistości, macha ręką przed moimi oczami i wtedy biorę łapczywie wdech, pewna, że lada moment straciłabym świadomość. Powietrze w płucach dodaje mi sił, ochładza i pozwala na użycie szczątek rozumu, dzieki czemu zamykam rozdziabione usta i karce się w myślach, bo lustrując go wzrokiem jak zaczarowana i z otwartą buzią musiałam wyglądać głupkowato. Coś we mnie drży niespokojnie, jakbym ciagle - mimo woli - czekało na moment aż czar pryśnie a w miejsce pięknego księcia zjawi się William. 
Niespokojnie obracam w dłoniach filiżankę z kawą, niewyraźnie mruczę do koleżanki, że zaraz do niej wrócę i zbieram się mentalnie do wyjscia, chociaz wszystko we mnie za bardzo boi się, by stanąć bliżej Zayna. I nie mogę oderwać od niego wzroku, widzę, że zaczyna się denerwować, och, jest taki porywczy. Jego hebanowe włosy tkwią w artystycznym nieładzie, tworząc intensywnie czarną burzę, która swobodnie opada mu na czoło nierównymi długościami. Śniada cera, lekko lśniąca w świetle dnia, i kilku dniowy, kruczy zarost perfekcyjnie wchodzący aż po uwydatnione kości policzkowe. Ach, te oczy, wielkie, czekoladowe oczy; teraz mienią się milionem odcieni ciemnego brązu. Przykuwam wzrok w jego doskonale wykrojone, pełne usta i znów uderza mnie fala gorąca...

Limit mojej cierpliwości skraca się z każdą sekundą, kiedy jej błękitne oczy spowite niewinnością pochłaniają kazdy centymetr mojej osoby, chcę mieć już ją obok, nie potrafię znieść dzielącej nas pieprzonej szyby i wiem, że jeżeli za pięć sekund nie będzie jej przy mnie, cała szyba zmieni się w setki maleńkich kawałków.
I wreszcie wychodzi. Ciśnienie w mojej krwi wzrasta, biorę głęboki wdech i obserwuję, jak zmierza w moją stronę krokiem wyrafinowanej modelki, choć jej dziecinnie szczupłe nóżki trzęsą się jak galaretki. Odchodzę kilka metrów w tył i przystaję obok budki telefonicznej, Horana nie ma na horyzoncie, nikt inny nas nie widzi. Odliczam sekundy, każda trwa wieczność, aż nagle czuję ten słodki, dobrze zapamiętany zapach. Mimowolnie zwilżam wargi, delikatny powiew wiatru wzmaga cukierkowy aromat Cary, która teraz stoi na wprost mnie, ze wzrokiem conajmniej spragnionym i roztrzęsionym. Nic nie poradzę na to, że na moją twarz wdrapuje się paskudny, leniwy uśmiech i poddaje się potworowi we mnie, włada mną i chcąc nie chcąc zbliżam się do niej, coś niesamowitego wisi w powietrzu, kiedy nasze spojrzenia się przeplatają. 
Dzielą nas milimetry, przysięgam, że czas stanął w miejscu, a wszystko przybrało kolor jej oczu. Zatapiam się w nieskalanym błękicie, hipnotyzuje je mnie niespotykanym dotąd spojrzeniem, niczym dziewczynka, i suka w jednym. W tej chwili chcę zrobić z nią tyle złych rzeczy, posiadać ją na własność, zabrać spod nosa tego obrzydliwego sukinsyna. Och, maleńka, gdybyś tylko była trochę odważniejsza.
Moment. A może jesteś? 
Może to ja nie zezwalam samemu sobie na możliwość wpuszczenia Cary do swojego życia, może nadszedł czas, by ją...sprawdzić. Zaimponuj mi, dziewczynko, a wszystkie twoje marzenia staną się rzeczywistością.
- Witaj - modeleczka przerywa ciszę i potok moich rozmyśleń, jej wzrok ucieka w przeciwną stronę, kiedy odcinam się od myśli i zwracam na nią całą uwagę. Nie mogę wyjść z podziwu tego, jak nagannie i pięknie zarazem wygląda, żywa laleczka.
- Cześć - odpowiadam, nieco zdziwiony słysząc chrypkę w moim głosie. Jej oczy lśnią, próbuje udawać spokojną, widzę to, widzę jak niepewnie poprawia włosy i jak trzęsą się jej małe rączki.
- Nie sądziłem, że cie tu spotkam, ale dobrze się składa - mówię wolno i wyraźnie, Cara spija każde słowo z moich ust z zabawną fascynacją, nie mogę powstrzymać się przed dotknięciem jej idealnej skóry i wreszcie przykładam dłoń do jej policzka, sunąc w dół aż do perfekcyjnie zarysowanej szczęki. I znów, ten słodki zapach.
- Tak? Więc... Co takiego masz na myśli? - mamrocze i nie mogę się nie uśmiechnąć, kiedy zauważam na jej bladych licach pudrowe rumieńce. Dokąd zmierzyły twoje myśli, słońce?
I w momencie, w ktorym mam wszystko spieprzyć i odejść bez słowa coś we mnie na to nie pozwala, coś wewnątrz mojej głowy nakłania do zignorowania słów Justina, do skupienia się wyłącznie na sobie i tej małej blondyneczce. Cóż, widocznie jestem skłonny na sugestie mojego Ja.
- Dziewiąta, u mnie - rzucam swobodnie i wciąż uśmiecham się lubieżnie, w zasadzie nieco rozbawiony, bo Cara stoi z otwartą buzią i oszołomionym wzrokiem. Chyba nie spodziewała się ode mnie zaproszenia na randkę? Podaję adres, odpalam papierosa i głęboko zaciągam się szarym dymem, wydmuchując go prosto w tą prześliczną buźkę. - Impreza, zabierz koleżankę.
Patrząc na nią zostawiam się czy a) lada moment zemdleje, bo pobladła znacznie i zdaje mi się, że przestała oddychać b) rzuci mi się w ramiona i namiętnie pocałuje, bo jej spojrzenie stało się znacznie bardziej przepełnione pożądaniem. Choć, przyznam, że chętnie usłyszałbym po prostu odpowiedź, najlepiej twierdzącą, bo mała zdałaby tym sprawdzian. No, a później moglibyśmy się całować.
- Ja... Tak, jasne, przyjdę...dziękuję - plącze się jej język, sama nie wie co powinna powiedzieć, blada skóra znow nabiera różowego odcieniu, a tęczówki lśnią jak diamenty. A ja jestem szczerze zaskoczony, nie spodziewałem się tak prostej rozmowy, gdzie panienka D od tak zgodzi się na spędzenie ze mną nocy, bez skojarzeń. 
- Cool. Pamiętaj, żeby założyć coś... Krótkiego - kącik moich ust wędruje w górę i bok, po raz kolejny obdarzam ją leniwym, jednoznacznym uśmieszkiem i ściągam z papierosa ostatniego bucha, dopalając połowę. Nachylam się ku jej słodkiej twarzy, ona wciąga powietrze i zamiera, świdrując mnie wzrokiem jak mała, wystraszona dziewczynka. Jestem na kilka milimetrów od jej ust, atmosfera staje się gęsta i cholernie seksowna, Cara poddaje się urokowi, zamyka powieki i delikatnie rozchyla wargi. Gotowa na długo oczekiwany pocałunek wychyla lekko głowę w moją stronę, a ja zamiast ukoić ją buziakiem, wsuwam w jej miękkie usta swojego papierosa.
Przez nerwy  moje dłonie trzęsą się w zawrotnym tempie, nogi mam jak z waty i mam przeczucie, że lada moment stracę przytomność. Powoli dochodzę do posiadłości pana Palvina, jest mi piekielnie gorąco, co chwila sprawdzam stan swoich polików i - cholera! - nadal są czerwone. Sekunda po sekundzie wraca do mnie coraz to kolejny urywek z rozmowy z Zaynem, jego leniwy, perfidny usmiech nie daje mi spokoju i po raz setny oblewa mnie fala gorąca, mrowienie w... całym ciele.
Swoją drogą znów to zrobil, namieszał mi w glowie, pozwolił na te kilka minut rozkoszy przez przebywanie z nim, a chwile pozniej zniknął, zostawiajac w moich ustach papierosa. Czy ten facet może być jeszcze bardziej nieprzewidywalny i seksowny? Trochę głupio się czuje kiedy o tym mysle, ale zachowałam ten niedopałek i schowałam do portfela. Och, a za to Robyn nie pozwalała mi dojść do słowa i co chwila wchodziła mi w zdanie, tworząc własne teorie na temat mojego zachowania i osoby, z którą się spotkałam. W każdym razie poprosiłam, żeby dziś wieczorem towarzyszyła mi na tej...imprezie. Troche potrwało nim doszłyśmy do porozumienia, bo mały Cassie nie miałby z nim zostać. Wpadlam w panikę, bo naprawde potrzebowałam koleżanki, zeby moc pójść do Malika, przeciez nie będę siedziec tam samotnie w rogu pokoju i błagać, zeby wszystko dobiegło konca. Mam zamiar dobrze się bawic, a do tego potrzebny mi ktos swojski. Dawałam z siebie wszystko zeby wymyslic z kim Cassie moze zostac, ale na nic, bo - no przeciez - nie mam za wielu znajomych, ktorym mogę ufać. I moze był to akt desperacji z mojej strony, ale nie mialam wyboru i wykonałam telefon do osoby, ktorej nigdy nie prosiłabym o pomoc, po ostatnich zdarzeniach. Robyn nie chciała, zeby mały został z jakas opiekunką, bo ostatnio tyle słyszy się o złym traktowaniu, dlatego zadzwoniłam do kolegi, a moja kolezanka przystała na ten pomysł, powtarzając, ze robi to tylko dla mnie i "prawdziwej milosci" cokolwiek to znaczy.
Jestem pod willą, mam około godziny do imprezy Zayna. Pozostaje jeszcze wymówka dla Williama, ale powiem, że jadę z Vii do spa, nie powinien miec zastrzeżeń, bo dawno tam nie bylam. Ach, no i pewien wielki, włochaty pies, ktorego muszę dobrze ukryć i najlepiej zabić deskami drzwi i okna od jego pokoju, zeby ten psychopata nic mu nie zrobil.
Ostrożnie wchodzę do środka, zamykam za sobą drzwi. Plusem tego wszystkiego jest to, że mogę wystroić się jak tylko chce, a William będzie zadowolony, że chce ładnie wygladac. W srodku panuje cisza, moją pierwszą myślą jest pies, wiec zrzucam z siebie trampki i lecę w białych skarpetkach po olbrzymich schodach na górę. Ślizgam się troche, wypolerowana podłoga to raj dla dzieci. Szybkim krokiem docieram na pierwsze piętro i zmierzam w stronę zielonych drzwi, denerwuje się, czuje, jakbym łamała jakies prawo, albo robiła cos nielegalnego.
- Wszystko w porządku, piękna? - William pojawia się kilka kroków za moimi plecami, nieruchomieje i wszystkie moje mięśnie automatycznie się napinają. Zbieram w sobie słowa, układam je szybko, zeby wyjsc na wiarygodna. No dalej, Cara, musisz się postarać, zrob cos!
- Oczywiście - odwracam się spokojnie i szeroko uśmiecham, zbieram się na odwagę i podchodzę do Williama, składam na jego policzku delikatny pocałunek. On rzuca mi wyjątkowe zadowolone spojrzenie, wydaje się nawet szczęśliwy i wbija się w moje usta. Niechętnie uchylam przed nim wargi i toleruje jego nachalny język, kładę dłoń na jego ramieniu. Czuję obrzydzenie do samej siebie, ale wiem, że muszę się mu przypodobać, żeby nie robił mi awantur i nie był podejrzliwy. Jego dłoń spoczywa w koncu na moich biodrach i w tym miejscu dotyka mnie znacznie chętniej, powstrzymuje wymioty.
- Wiesz - przerywa wreszcie, nieco zaspany, ma głośniejszy oddech i pożądliwe spojrzenie. - Dawno nie spędzaliśmy razem czasu - dodaje, a mnie przeszywa dreszcz niepokoju. Nie mogę teraz zaszyć się z Williamem w jego sypialni, i tak mam niewiele czasu. Chwytam za swoj telefon, posyłam Vii wiadomosc o treści "S.o.s" i chowam go do kieszeni. Zawsze używamy tego skrótu, kiedy jedna ma kryć drugą.
- Mi też tego brakuje - uśmiecham się delikatnie i wtulam się w jego ramiona, czuje silny zapach perfum i żelu pod prysznic. Kładzie dłoń na moich włosach i gładzi je powoli, zaczesuje za ucho i wdycha ich zapach. - Obiecałam Vii, że pojedziemy dziś do spa, wiesz, uparła się żeby odwiedzić to na koncu Manhattanu... - przewracam oczami i ostrożnie spoglądam na reakcje Willa; nie jest zły, a to już coś. - Z drugiej strony myślę że przyda mi się kilka godzin odświeżania, ostatnio troche się zaniedbałam... - dodaję, a William łyka haczyk i kiwa twierdząco głową.
- Masz rację - nie umiem ukryć uśmiechu i już mam isc do siebie, kiedy dodaje: - Ale kiedy wrócisz, nie wypuszczę cię z sypialni.

Po około trzydziestu minutach jestem ubrana i idealnie umalowana, niestety nie starczyło mi czasu na ułożenie wlosow, więc zostawiam je proste i nieco potargane. Przez ten czas, kiedy dobierałam strój i dodatki zdążyłam sprawdzić co u psa i na całe szczęście śpi grzecznie na łóżku, ale dawno nie był na dworze i narobił duzo szkód na panelach. Ale tym zajmie się Robyn jak wroci do pracy. W międzyczasie pisalam też z Vii i wyjaśniłam jej, że jadę na impreze, a w oczach Willa wybieramy się do spa. Zadowolona, że wszystko idzie jak należy po raz ostatni spoglądam w lustro. Cholera, wygladam naprawdę dobrze, o dziwo nie przypominam dziecka, ale to chyba zasługa makijazu. Co prawda zupełnie nie wygladam jak ja - William nauczył mnie przywykniecia do eleganckich, długich sukni, marynarek, kapeluszy. A teraz wygladam jak te wszystkie nastolatki, które widzę czasami pod klubami, kiedy jadę do pracy i naprawdę mi się to podoba. Mam na sobie czarny, koronkowy topik który bardziej przypomina stanik, ale i tak jest świetny i bardzo seksowny, do tego czarną, króciutką spódniczkę z delikatnie wyższym stanem i na całość zarzuciłam białą, leciutką siateczkę, którą wkłada się jak sukienkę. Robyn poleciła mi, żebym postarała sie wyglądać zwyczajnie, seksownie i niechlujnie, jeśli chcę wpasować się w towarzystwo - chyba mi sie udało. Na nogi włożyłam czarne, na wpół przezroczyste rajstopki z paroma oczkami na łydkach. Buty ciężkie, skórzane i na obcasie, całkiem rockowe. 
Oczy potraktowałam czarnym cieniem i dodatkiem niebieskiego, co świetnie podkreśliło moje błękitne tęczówki. Cerę wyrównałam pudrem i podkładem, a usta wymalowałam brudną, czerwona szminką. Wow, teraz na pewno wyglądam niechlujnie. 
Ostatni raz targam nieco włosy, żeby dopełnić grunge'owy look i chwytam torebkę. Pewnym krokiem wychodzę z pomieszczenia i nawet zapominam, że za około dwadzieścia minut spotkam Zayna - ta myśl wydaje się tak mało realna, jakbym szła na zwykle spotkanie z jakims prezesem. Jestem pewna, że na kilka minut przed wejściem do jego mieszkania nerwy zjedzą mnie całą i pewnosc siebie zniknie w mgnieniu oka.
Schodzę spokojnie na dół, ciekawa, czy Robyn jest już pod kafejką z małym, bo tam sie umówiłyśmy, i tam przyjechać ma jego opiekun na dzisiejszą noc. Wzruszam ramionami i myślę o tym, czy będę musiala go prosić, zeby nie mowil nic Will'owi czy sam to zaoferuje. Jestem prawie przy drzwiach, kiedy Palvin znów pojawia się kilka kroków ode mnie i straszy mnie niesamowicie, nachodzą mnie obawy, że nici z mojego wyjscia.
- Wyglądasz bardzo ciekawie, moja piękna - mruczy i daje mi całusa w policzek, ma na sobie sportowe ciuchy, więc pewnie pojdzie na siłownie. Uśmiecham sie i dziekuje, dodaje, że się śpieszę, kiedy na jego twarzy pojawia się szeroki, nieprzenikniony usmiech.
- Skąd ten pośpiech? Spokojnie, Cara, Vii już tu jest - bledne momentalnie, chyba nawet kręci mi się w glowie, uderza we mnie złość i mam ochotę się rozpłakać. Muszę udawać dalej, nie moge pozwolić, zeby zobaczył jak bardzo mnie zszokował. 
- Fantastycznie - rzucam wymuszony usmiech i otwieram drzwi, widok siostry Williama wyprowadza mnie z równowagi i powstrzymuje się przed spoliczkowaniem jej, kiedy daje mi buziaka na przywitanie. 
- Wow, wyglądasz niesamowicie! - Vii chichocze i szczerzy się jak mała dziewczynka ktorej udało się wyrwać z domu, przy okazji wygląda naprawdę... Odważnie. Skórzana, bardzo krótka  sukienka z ostrym dekoltem i podkolanówki z siatki, mocny makijaż, wysoka fryzura z toną lakieru... Och, dziewczyno, wracaj do domu.
- Ty również - mruczę przez zaciśnięte zęby. Nie chce wyjsc na tą złą, ale niespecjalnie widzi mi się opiekowanie Barbarą przez całą noc bo w zasadzie jest młodsza i nie wiem co przyjdzie jej do głowy. Rety, moj poziom złych emocji jest na najwyższym poziomie, ależ chce mi się krzyczec. 
- Miłego wieczoru, dwie najpiękniejsze kobiety mojego życia - wygłasza William i puszczając nam oczko zamyka drzwi. Ruszam do przodu, chcę jak najszybciej oddalić się od tego miejsca i dać Vii do zrozumienia, że tak się nie robi. Przechodzimy przez jezdnie i idziemy po drugiej stronie, lada moment kryjemy się między budynkami i idziemy w stronę kafejki, gdzie czeka Robyn.
- Do jasnej cholery, mogłaś chociaż uprzedzić! - syczę gniewnie i znikam na kilka sekund w sklepiku, ktory mijamy. Witam starszą kobietę i kupuje papierosy, po czym wracam do Barbary. - Jestem wściekła Vii, nie mam zamiaru cie pilnować. 
- Dobrze wiesz, ze gdybym ci powiedziala, i tak byś się nie zgodziła - kiwam twierdząco głową, bo to prawda i odpalam papierosa. Pozwalam odejść mojemu gniewu, trudno, stało się i co będzie to będzie. - Poza tym, wcale nie musisz się mną opiekować! Nie jestem dzieckiem i mogę wziąć za siebie odpowiedzialność, obiecuje, że niczego nie odwalę. - patrzy na mnie w dość przekonujący sposób i poddaje się, mówiąc, że jeden wybryk, a będzie to jej ostatni melanż. Piszczy jak wariatka i ucieszona staje obok Robyn, ktora jest równie zdziwiona obecnością siostry Williama, co ja.
- Spokojnie, Vii jest po naszej stronie - uprzedzam i wreszcie zauważam małego chłopca stojącego obok Robyn. Wszystkie moje zle emocje znikają błyskawicznie, klękam przed chłopcem i witam się z nim ostrożnie, maluch usmiecha się szeroko i chowa za nogami swojej mamy.
- Jest piękny! - mówię i głaszcze jego czarne włoski, a ten śmieje się wesoło. Rety, cóż za przemiłe, urocze dziecko. Barbara podziela moj entuzjazm i zagaduje małego, kiedy na jezdni za nami podjeżdża czarne, bogate BMV. 
A więc jest i on. Poprawiam włosy i mówię Robyn, że to bardzo odpowiedzialny facet i chętnie zajmie się Cassiem oraz żeby mi zaufała. Swoją drogą sama nie wiem co robie, i czy mogę jemu zaufać, a co wiecej, dać tego slodziaka pod jego opiekę. 
Z samochodu wysiada wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w idealnie dopasowanym garniturze. Czuje sie przy nim tanio i brudno, wzruszam ramionami, a on przystaje pol metra ode mnie. Muszę przyznać, że wygląda naprawdę dobrze, jakby był dopracowany w kazdym milimetrze; zapewne jest. Widzę po Robyn, że jej też bardzo się spodobał. Witam się z nim uściskiem ręki, którą on subtelnie całuje.
- Mam nadzieję, że będę dobrą nianią - mówi, śmiejąc sie do chłopca, ktory zawstydzony schował sie jeszcze bardziej. - Mam coś dla ciebie - dodaje i wyciąga z samochodu nowy, zapakowany, zdalnie sterowany samochodzik. Cassie usmiecha się szeroki i wyciąga rączki po zabawkę, chwile później nie odrywa od niej wzroku.
- Bardzo dziękuje za pomoc - mówi Robyn i wtapia wzrok w twarz Francisco, za to ten usilnie lustruje mnie swoim spojrzeniem i momentami czuje się bardzo niekomfortowo, zwłaszcza, kiedy pożera mnie wzrokiem i błądzi nim po moich nogach. 
- Tak, to wspaniałe z twojej strony, dziękuje - mruczę i rzucam usmiech, chcę już stąd odejść i olać wszystko, po prostu znalezc się przy Zaynie i zatopić w jego ciemnych oczach. - Jest już późno, powinnismy isc - dodaje, Cassie żegna się z mamą i ochoczo wskakuje na tylne siedzenie w tym niesamowitym aucie, zajęty swoją nową zabawką. 
- Żaden problem - mówi Francisco i oblizuje wargi, wpatrzony w moje ramiona, obojczyki i dekolt. Cholera. - Ach, rozumiem, że to coś w stylu tajemnicy, więc bez obaw, nikt sie o tym nie dowie. - uśmiecha się szarmancko, jego białe zęby lśnią w ciemnościach. 
- Dziękuje - rzucam po raz kolejny i wreszcie go mijam, dziewczyny ruszają moim śladem. Nawet nie chce sie odwracać, zeby nie kusić losu i mimo że czuje jest wzrok na swoich pośladkach to idę dalej, zniesmaczona jego zachowaniem. Wreszcie słyszę jak samochód odjeżdża, a mi spada kamień z serca.
- Wydaje się bardzo w porządku, oby Cassie mu nie narobił problemów - zwierza się Robyn i o dziwo wydaje się znacznie bardziej szczęśliwa niż myslalam, że będzie.
- Tak. Mam jego numer, więc możesz dzwonić kiedy chcesz i sprawdzać co u synka. Badz spokojna, Francisco jest bardzo rzetelny. - mruczę, chociaz wcale nie mam ochoty o nim rozmawiac, wciąż jestem zniesmaczona jego zachowaniem, i jedyne na czym mi zalezy, to Zayn, nawet jesli takie podejście jest strasznie samolubne. 
Schodzimy na stację metra, bo w ten sposob będzie najszybciej. Ludzie rzucają nam zabawne spojrzenia, nikt juz bardzo dawno nie patrzył na mnie w ten sposob, jakby z gory wiedzieli, że idziemy zarabiać na dworcu poprzez zadowalanie randomowych facetów, zeby zarobić na prochy. Wzruszam ramionami, jednemu z nich pokazuje środkowy palec i spoglądam na Robyn, ktora jak zawsze wyglada cudnie. Ma kloszowaną, dżinsową spódniczkę, czarny top wycięty na plecach i wysokie buty, piekielnie czerwone usta i włosy zaczesane na jeden bok. Gdybym mogla byc w połowie tak piekna!
Wsiadamy w pociąg i po piętnastu minutach jestesmy na miejscu.

Okolica przeciętna, ale nie mozna powiedziec, że zła. Dookoła całkiem zadbane bloki i budynki, nawet sporo zieleni, jak na tą dzielnice. Tu i tam widzę małe dzieci na placu zabaw, więc nie jest to strefa dla patologi, od razu mi lepiej. I tak jak myślałam zamieniam się w strzępek nerwów, bo nie za wysoki budynek przed nami to dokładnie ten, w ktorym mieszka Zayn oraz jego koledzy. W moich myślach ponawia się plan ucieczki albo wykręcenia, nagły ból brzucha, cokolwiek, bo stres zaczyna wyżerac mnie od środka i kręci mi się w glowie. Nie wiem, czy jestem w stanie to zrobic. Może porwałam się z motyką na slonce? Przecież będzie tam całkiem inne towarzystwo, w dodatku nie wiem, po co Zayn mnie zaprosił. Przecież nawet nie wygląda jakby mnie lubił, tylko pocalował, bo jestem ładna. Rety, staję w miejscu, bo od wejścia do bloku dzieli mnie kilka kroków. Robyn chwyta za klamkę od czerwonych drzwi i zwraca się do mnie bokiem, zdziwiona tym, że stoję w miejscu.
- Ja chyba... - mamroczę i mimowolnie robię krok w tył, cos we mnie nie pozwala mi isc dalej i czuje, jak gdzieś w oddali zbieraja mi się na płacz. Boże, dlaczego jestem tak skomplikowana, dlaczego nie potrafię wejść tam jak Vii i olać to, czy będzie wszystko w porządku? Jestem do bani, dosłownie. 
- Hej - Robyn podchodzi do mnie raźnym krokiem i chwyta za dłoń - mała, to nic wielkiego - na jej twarzy pojawia się wesoły usmiech, chyba jest nawet rozbawiona moim zachowaniem. - Jestem pewna że kimkolwiek on jest, nie da rady zestresować cię bardziej niż pokaz mody przed całym globem. A teraz chodź - znów uśmiecha się do mnie promiennie, dalam jej numer telefonu Francisco, i chyba ciągle z nim esemesuje. Pozwalam jej pociągnąć się w przód, chociaz mam ochotę wyznać, że nie ma racji, bo Malik stresuje mnie stokrotnie mocniej od wybiegu. 
Mój boże, to te drzwi. Dębowe, bardzo ładne; muzykę słychać na dworze, nie spodziewałam się takiego nagłośnienia, które wręcz rani bębenki uszne. Vii jest zadowolona i śmiało puka do drzwi, opiera się o ściane i przypomina mi typową dziewczynę z liceum, uwielbianą przez wszystkich i mega pewną siebie. 
Chyba jest za głośno, by ktoś otworzył drzwi więc Vii ignoruje dobre zasady i naciska na klamkę, jedną nogą przekracza próg a wtedy jak spod ziemi pojawia się postać zesłana z niebios - albo piekieł, biorąc pod uwagę jego osobowość - idealny i doskonały w kazdym calu, jest mi gorąco, nogi drżą, mój boże, zaraz się przewróce. Vii wchodzi pierwsza, wita się z Zaynem, nieznane uczucie kłuje mnie gdzieś pod żebrami, Robyn wchodzi równie seksownie co Barbara i wymienia uścisk dłoni z osobą, która jednym spojrzeniem przenosi mnie w inny świat i sprawia, że już nie chce wracać do rzeczywistosci. Zaczesuje włosy za ucho i ruszam do przodu, presja spojrzenia Zayna sprawia że się telepie, kątem oka widzę jego leniwy usmiech i jest mi tak gorąco, że mam ochote zrzucic z siebie wszystko. Kiedy przekraczam próg mieszkania obcas moich butów robi mi na złość i zaczepia się o listwę, ja tracę równowagę i lecę w przód, nim się orientuje jestem w jego ramionach.

Cóż za niezwykle intrygujące zdarzenie; trzy absolutnie piękne kobiety pakują się do mojego mieszkania, jedna za drugą. Przyjemne uczucie, nie powiem, że nie. Wszystkie trzy kompletnie inne i cudowne, ale tylko jedna z nich tak naprawdę przyciąga moj wzrok, przyciąga jak magnez. Pierwsza wyglada bardzo młodo, mam wrażenie, ze skądś znam tą ładniutką buzie; ma delikatną urodę i oczy jak migdałki. Druga to ta, którą spotkałem na kawie z moim aniołkiem; egzotyczna, dojrzała i naprawdę gorąca, jej usta robią wrażenie.
I ostatnia z nich. Moja idealna. Nie mogę wyjść z podziwu, Cara wyglada jak ucieleśnienie moich marzeń, nawet jesli brzmi to lamersko. Ha, nawet pod ciężkim makijażem jej buzia dalej jest dziecinna i niewinna, słodka. Wtapiam w nią gały jak zaczarowany, ona wchodzi powoli i zarzuca kosmyk jasnych wlosow za ucho. Płaczą się jej nogi, nie wiem czy ze stresu czy z innych przyczyn - ups - haczy bucikiem o próg i leci jak długa, wtedy łapie ją w ostatniej sekundzie przed randką z podłogą
- Już piłaś? - rzucam żartobliwie, policzki jej płoną i stara się unikać mojego wzroku. Delikatnie rozbawiony pomagać jej stanąć na równe nogi, przyznam, że uderza mnie jej intensywny zapach. Cholera, nie mogę przestać rzucać długich, przenikliwych spojrzeń w stronę jej nóg, kurwa. Cara wita się ze mną wreszcie, posyła niesmialy usmieszek i umyka w głąb mieszkania. Wzruszam ramionami i wracam do salonu, gdzie czycha całe towarzystwo. Ludzi jest naprawdę sporo, a ma przyjsc jeszcze więcej. Ciekaw jestem czy Jus zauwazył moją koleżankę, podejrzewam że nie, skoro jeszcze żyję. 
- O, tu jesteś - odwracam się w kierunku doslyszanego głosu, a sekunde pozniej silne ręcę chwytają za kołnierz mojej koszulki. Klnę pod nosem, chyba wykrakałem najgorszy ze scenariuszy. Wokół panuje takie zamieszanie, leje sie alkohol i muzyka nie pozwala się skupić, więc nic nawet nie zwraca na nas uwagi.
- Daj spokoj, Justin, mogę wyjaśnić - mamroczę i pewien dziwny punkt w mojej glowie podświadomie nakazuje przyjąć postawę potulnego pieska i przeprosić Biebera za swoj błąd; czasem mam tego dosc, że zawsze przed nim mięknę.
- Jak wytłumaczysz obecność dupy gościa, który wyjątkowo mocno pragnie naszych łbów? Wiesz, jak beznadziejnie to rozegrałeś?! - Justin syczy wściekłe do mojego ucha, przeszywa mnie nieprzyjemny dresz, staram się jak najszybciej znalezc wymówkę. W rogu pokoju zauważam Louisa, wpatruje sie w nas jaki jedyny i chyba jest mocno wkurzony. Moj boze, dlaczego zawsze ja obrywam?
- Hej... - mruczę, małe turbiny w mojej glowie zaczynają pracować, coś się układa, chyba wiem, jak to załatwić. Dobieram ostrożnie słowa, skupiam się na swoim planie. - To nie tak, jak ci się wydaje. Nie - przerywam mu, już chciał zaczac swoj monolog - wcale nie nawaliłem. Spójrz, Palvin jest jak każdy inny facet, w sensie, walczy o swoje. A Cara jest jego kobietą. Czy fakt, że jego dziewczynka zakocha się w jego najgorszym wrogu może być jeszcze gorszy? 
Na twarzy Justina pojawia się ożywiony błysk, cwany uśmiech i cień podziwu, chyba naprawdę spodobała mu się taka wizja. Ocieram pot z czoła kiedy puszcza moją koszulkę i odchodzę na krok do tyłu, w razie gdyby znów chciał mnie podusić. Wypuszczam nerwowo powietrze, Bieber nachyla się ku mnie i zduszonym głosem pełnym emocji mowi:
- O, stary, muszę przyznać, że idealnie to wymyśliłeś - klepie mnie po "bratersku", cieszy się jak dzieciak, co mnie powoli zaczyna niepokoić - I już rozumiem, dlaczego przyprowadziłeś tu też siostrę Palvina.

Po pol godzinie stopniowo zaczynam się rozluźniać, przestaje szukać Wzrokiem Williama i denerwować się, że może mnie nakryć. Vii bawi się w najlepsze, co chwila znika w gęstwinie ludzi i pojawia się z kolejnymi piwami w rękach. Ja kończę właśnie drugie piwo, procenty delikatnie uderzyły mnie w głowę ale jeszcze nie mogę nazwać się pijaną. Tu jest kilkadziesiąt osób, momentami panuje ścisk, ale duża czesc towarzystwa czesto opuszcza salon i ucieka w przestronniejsze miejsca. Robyn stoi obok mnie, kiwa się lekko w rytm szybkiej, klubowej muzyki i nieustannie wisi na telefonie, pochłonięta rozmowa z Francisco. Wyglada na to, że u małego wszystko dobrze, ta myśl od razu mnie rozwesela.
Rozglądam się za Zaynem, ale nigdzie go nie widzę. Wraz z nim zniknął też jego kolega, blondyn z dziecinną buzią. Zdążyłam się zdenerwować, nie chce myslec, ze mogl wyjsc z zamiarem zostawienia swojej imprezy samej sobie. Sprawdzam swoj telefon, ale świeci pustką. Mam wrażenie, że mimo tego że - jak na mnie - nie jestem spięta, to wszyscy inni bawią się sto razy lepiej i są wyluzowani, naturalni. Może za bardzo staram się wpasować w resztę? W pewnym momencie wydawało mi się ze jakas dziewczynka wskazuje na mnie palcem, ale szybko zmylam się w inni kont.
- Vii! - krzyczę, kiedy widzę Barbarę kilka kroków ode mnie. Niestety muzyka zjada wszystkie moja słowa i próby dotarcia do uszy dziewczyny sa na nic. Już mam do niej podejść, zapytac jak sie czuje i czy nie przesadza z alkoholem, kiedy - jak spod ziemi - pojawia się przed nią przyjaciel Zayna, Justin. Popycha Barbarę o ścianę, ta uśmiecha się szeroko i zarzuca mu ręce na szyję. Mrugam jak amoku, kompletnie zszokowana. Bieber nachyla się ku niej i wreszcie się całują, a ja odwracam się do Robyn, żeby jej to pokazać. Ale... Nigdzie jej nie ma, rozglądam się i szukam jej idealnej twarzy, na nic. Przepadła jak kamień w wodę, cholera. Zerkam znów na tą dwójkę, Justin wyraźnie mknie dłonią pod sukienkę Barbary, a ta w ogóle nie protestuje. Opada mi szczęka a jednocześnie doskwiera to okropne uczucie, że wszyscy świetnie się bawią, a ja nie potrafie znalezc swojego miejsca. Może nie nadaje się na takie imprezy? Może powinnam chodzic tylko na wystawne bankiety i bale.
Wreszcie ktoś wchodzi do mieszkania, po specyficznym chodzie od razu wiem, że to Zayn. Żołądek zaciska mi się w paskudny słupek, wraz z nim wchodzi blondyn i kilku innych mężczyzn. Vii oraz Justin zniknęli, mam złe przeczucia. Opieram się plecami o ścianę, jestem trochę zmęczona i zażenowana, Malik pewnie uzna mnie za największą nudziarę świata.
- Cześć - słyszę, odwracam się w stronę rozmówcy. Ładna, niska dziewczyna z czerwonymi włosami, przerazliwie blada i szczupła. Odpowiadam niezręcznym uśmiechem, nie wiem jak mam się zachować, zazwyczaj to William za mnie odpowiada i ręczy.
- Wyglądasz na znudzona - mówi nastolatka i posyła mi tajemniczy uśmiech. Tym razem wskazuje na swoje piwo, a ona śmiejąc się kręci głową. Nie rozumiem o co jej chodzi, unoszę pytająco brwi, a ta wreszcie pojmuję że nie mam pojęcia do czego zmierza.
- Jeżeli będziesz chciała przestać być sztywniarą, to wołaj, mała. Mam na imię Jenn - dodaje z błyskiem w oku i znika w tłumie, nie mam czasu na przetrawienie jej słów bo w pomieszczeniu pojawia się gęsty dym ze specjalnych urządzeń, obłoki unoszą się do góry i tworzą niesamowity klimat, w dodatku włączono klubowe świata, co kilka sekund jest czarno, a za chwile pojawiają się zielone i czerwone rozbłyski, w tle huczy głośna, szybka muzyka. 
Dopijam piwa i opieram się o ścianę, chcialabym bawić się jak inne dziewczyny i tańczyć wspólnie, oblewać się piwem i tak dalej, ale jest we mnie jakaś blokada, po prostu nie potrafię. Nawet Robyn, gdziekolwiek jest, bawi się lepiej ode mnie. Robi mi się przykro, a może wstyd, nie wiem. 
Malik jest w tłumie ludzi i właśnie leje strumien piwa na biust jakiejs dziewczyny z różową grzywką. Przeszywa mnie paskudna zazdrość, boże, chcialabym byc na jej miejscu, szaleć razem z Zaynem. Przełam się Cara, wypij kolejne piwa i pokaz, że też potrafisz. Rany, czuje się jak jakaś stara baba stojąc z boku i i obserwując jak wszyscy skaczą do muzyki. Nie migę dłużej patrzeć jak Zayn tańczy w towarzystwie tych wszystkich dziewczyn, to dla mnie za dużo. A jakie ma ruchy, rety, nawet do zwykłego techno potrafi poruszać się z wdziękiem, a przy tym jest beztroski i taki wyluzowany, lekkomyślny. Dlaczego ja nie mogę taka być?
Kiwam głową i odchodzę, kiedy panna w długich, brązowych włosach całuje Zayna w policzek i wsuwa mu dłonie pod koszulkę. Idę po piwo z nadzieją, że kolejne doda mi odwagi i pozwoli zaimponować Malikowi. Przeciez patrzyłby na mnie zupełnie inaczej, gdybym od taka tańczyła swobodnie w tłumie, oblewała się browarem i śmiała na cały głos, znikała w światłach i cudownie się bawiła. Muszę, muszę to zrobić. Porywam piwo i wracam na swoje miejsce, tli się mnie jakiś zarodek nadzieji i upijam spory łyk. Wtedy ta z różową grzywą - na moich oczach - wbija się w usta Zayna i na namiętnie go całuje, coś we mnie krzyczy głośno, pieką mnie policzki i pierwszym czym robie, jest odszukanie Jenn. Widzę ją kawalek dalej, przebijam się przez las ludzi niesiona emocjami.
- Och, ale laleczka - slysze tuż przy uchu, jakiś wysoki facet puszcza mi oczko i lubieżnie patrzy mi w oczy. Mruczę coś w stylu "no, thanks" i cisnę sie dalej, aż stoje przy niskiej dziewczynie.
- Chce - mówię stanowczo, a ten wysoki koleś staje obok mnie, nie zwracam na niego uwagi. Wymienia z Jenn uśmiechy, a ta z tym dziwnym błyskiem w oku ciągnie mnie lekko w tył. Serce bije mi jak szalone, podświadomie wiem na co się pisze, ale mam to gdzies. Muszę pokazać Zayn'owi że potrafie byc równie fajna co jego koleżanki, musi zwrócić na mnie uwage, bo poki co jestem niewidzialna, a go atakują wszystkie inne lasie.
- Cóż za determinacja. Ależ proszę, skarbie. Na mój koszt - Jenn podaje mi dwie fioletowe kapsułki i w kilka sekund znika w gęstwinie szalonych ludzi, zamykam tabletki w dłoni i wracam w swój bezpiecznie kąt, gotowa odlecieć. Rozum mówi mi że to co wlasnie robie może mnie zniszczyć i sprawić wiele kłopotów, ale mam to gdzies.
Popijam pigułki zimnym piwem, chwila moment i po sprawie. Zadowolona z siebie, ale jednicześnie przerażona na smierć opieram głowę o ściane i unoszę ją wysoko. Ten wysoki koleś ciagle na mnie patrzy, póki co nie czuje się inaczej, zaczynam się zastanawiać, czy to w ogóle będzie działać. Część mnie bardzo chce, żeby tabletki po prostu nie zadziałały, cholera, i to jak i prawie zaczynam wierzyc, ze nic się nie stało. Zamykam leniwie oczy, muzyka jest jeszcze głośniejsza niz sądziłam. Och, jest mi tak dobrze, chyba zasypiam na stojąco. Glowa kołysze mi się na boki, jasny gwint, jak przyjemnie. Mimo zamkniętych powiek widzę światełko, mały punkt, gdzies daleko, daleko... I rusza się! Jakby... Tańczy? Nie, to niemozliwe, haha. Och, i spada, spada coraz niżej... Nie ma go, zniknął. Śmieje się, z czarnej otchłani wyrastają piękne, białe kwiaty. Tysiące wzorów, prawie jak tatuaże Zayna! Uśmiech nie schodzi mi z twarzy, coś biega mi przed oczyma, myśle, że to małe jabłuszka. Kurwa mać, co jedt grane? Wybucham śmiechem i wreszcie otwieram oczy; przede mną stoi ten facet i dopiero teraz zauważam, że ma takie WIELKIE zęby! Nie mogę złapać tchu, tak mocno sie śmieje, cholera, co chwila są dłuższe! Haha, odejdź koleś, twoje zęby dotykają ci kolan! Dlaczego nikt tego nie widzi? Atak śmiechu zgina mnie w pół i wtedy tak kręci mi się w glowie że jestem przekonana, że znajduje się na karuzeli! Nie potrafię złapać równowagi, spoglądam na zegarek i - o w mordę! - minęła godzina, jakim cudem? Znów Wybucham śmiechem, coś jest nie tak, o jeju. Chichrając się wpadam w roztańczony tłum, każda osobna nuta piosenki wskakuje w moje ciało, dosłownie widzę, jak czarne plamki wchodzą mi pod skórę i każą tańczyć, ulegam i wiję sie razem z innymi, niczym prawdziwy wąż! 
Bawię się kolejną godzinę, nie czuję ani odrobiny zmęczenia, energia przepływa przez moje żyły, jest niebieska i czasem widzę, jak się wylewa, kiedy za wysoki skaczę. Czasem dostrzegam jak niektórzy się we mnie patrują i chwile zastanawiam się dlaczego, ale później dochodzę do wniosku, że mnie to nie obchodzi i dalej skaczę aż po sam sufit. Czasami uderzam głową i chyba kruszy się tynk, szlag, co ja robię! Ja? Nic! Z usmiechem na ustach rzucam się po kolejne piwo i zaczepiam chlopaka obok.
- Hej, ty - krzyczę, a on usmiecha się szeroko. - Robimy wyścig, kto pierwszy wyzeruje piwo, wygrywa cokolwiek - śmiejemy się i odliczamy do startu, swoją droga w życiu nie widzialam, żeby ktoś miał takie maleńkie oczy; naprawdę, są jak połówki ziaren słonecznika! 
- Start! - krzyczy, a ja podskakuję i parskam, aż przykładam browar do ust i przychylam się w tył, dudlę jak najszybciej, ukradkiem spoglądam na swojego zawodnika i z dumą stwierdzam, że wygrałam! Biorę ostatni łyk i rzucam puszkę na podłogę, chlopak bije mi prawo i składa całusa na moim policzku.
- Oto nagroda, śliczna - rzuca i puszcza mi oczko, śmieje się z niego i odchodzę, jego oczy stały się jeszcze mniejsze, haha! 
Po kolejnych trzech piwach w mojej glowie pojawia się przeraźliwy huk, ten dźwięk staje się coraz gorszy, nie mogę go wyłączyć. Szukam wzrokiem kogos znajomego, dzieje się ze mną coś złego, hałas niszczy mi wszystkie komórki, łapie się za głowę i pochylam w przód. Ludzie wokół nie zwracają na to uwagi, niektórzy ciągną mnie za ręcę, żebym dalej z nimi tańczyła. Brzuch mnie boli, mam ochotę wymiotować, jest mi z sekundy na sekunde tylko gorzej i zbiera się we mnie płacz, dlaczego wszystko jest takie straszne? W ciemnościach widzę okropne twarze, odejdź! Łzy spływają mi po policzkach, trzęsę się, w glowie kręci mi się coraz mocniej... Nie, proszę, niech to się skończy! Wyłączcie to! Wyłączcie tą muzykę! Obraz staje się zamazany, ktoś krzyczy, ktoś naprawdę głośno krzyczy...
Czyjaś ręka dotyka mojego ramienia, obijam się o ściany i zataczam, jakieś dziewczyny wskazują na mnie palcami i śmieją się głośno, co chwile ktoś mnie wyśmiewa, dlaczego? Dłoń gładzi mnie po skórze, to ktoś obcy, o nie... Ten wysoki, znów on, zostaw mnie! Ostatkiem sił powstrzymuje wymioty, nie mam siły dalej stać, wszystko się kręci... 

2 komentarze:

  1. Jeszcze nie przeczytałam ale wiem, że będzie super kqjdkwkdkkw wchodze tu milion razy dziennie, boom i rozdzialik, kocham Cie jeju

    OdpowiedzUsuń
  2. Szukasz spisu?
    chcesz się wybić?
    może poczytać inne blogi?
    Zapraszam do Spis opowiadań o 1D

    OdpowiedzUsuń